|
Wspomnienia babci Antosi
|
Joanna Burzyńska
Jak niespodziewany gość znalazłam się na stronce Rodzinki Jeżyńskich gdy szukałam informacji o majątku Sopienhof... Niemal siedemdziesiąt lat temu los splótł ścieżki życia Jadwigi Rejmont i Stefana Pachołka oraz Antoniny Jastrząbek i Zygmunta Łuczyckiego. Razem przeżyli koszmar wojny, niewolniczej pracy w majątku Sophienhof, biedy, głodu , ale i radość rodzących się miłości, wyzwolenia, powrotu do wolnej Polski, szukania swojego miejsca na ziemi i wielkiej młodzieńczej nadziei na lepsze jutro. Dzisiaj, dzięki realizacji wspaniałego projektu stworzenia Albumu Rodzinnego rodziny Jeżyńskich i ciekawości świata mojej 94 letniej babci Antosi zdarzyła się ta niesamowita historia….. Nic nie wiedzące o sobie, żyjące w różnych zakątkach Polski następne pokolenia, kiedyś spokrewnionych ze sobą rodzin otrzymały od losu niepowtarzalną okazję, by poznać to co niepoznane, przypomnieć to co zapomniane i wyjaśnić to co przemilczane. Ja miałam okazję by odrobić lekcje historii, bo wszystkie wcześniejsze wspomnienia dziadków jak szybko wpadały do jednego ucha tak drugim wypadały, nie zostawiając większych śladów w napakowanej tysiącami „ważniejszych spraw pamięci”
A było to tak..... Stefan Pachołek, Antonina Jastrząbek (oboje spokrewnieni z rodziną Walasik), Zygmunt Łuczycki i jeszcze kilka innych osób z Szynkielowa w kwietniu1940r. trafili do majątku w Sophienhof. W 1943 r. dołączyła do nich kielczanka Jadwiga Rejmont. Pracowali w rolnictwie…Ciężko pracowali, ale….przede wszystkim byli młodzi… Przy każdej nadarzającej się okazji żartowali, śpiewali, tańczyli przy granych „na grzebieniu” przez Stefana melodiach, czym doprowadzali Niemców do białej gorączki. Życie towarzyskie toczyło się całkiem normalnie …młodzi ludzie dobierali się w pary i na świecie pojawiały się dzieci. Mniej więcej w tym samym czasie urodził się syn Jadzi i Stefana Ryszard i córka moich dziadków Wanda. Młode mamy nie miały taryfy ulgowej... Kiedy zrobiło się niebezpiecznie i powstało ogólne zamieszanie Stefan i Zygmunt zabrali dziewczyny z dziećmi, jakieś drobne rzeczy osobiste i uciekli do prowizorycznego schronu... W kwietniu 1945 r., gdy zbliżała się linia frontu Stefan i Zygmunt nieopodal lasu wykopali w ziemi dół, z belek zrobili strop, a całość przykryli gałęziami. Tam postanowili ukryć swoje rodziny, gdy zawierucha wojenna dotrze do majątku Sophienhof. Obawiali się zarówno Niemców jak i żołnierzy radzieckich. Kiedy zrobiło się niebezpiecznie i powstało ogólne zamieszanie Stefan i Zygmunt zabrali dziewczyny z dziećmi, jakieś drobne rzeczy osobiste i uciekli do prowizorycznego schronu. Siedzieli tam cichutko wsłuchując się w odgłosy walk. Nagle, bardzo blisko wybuchł pocisk, ziemia zadrżała – Stefan w jednej chwili chwycił Rysia w ramiona i wyskoczył z ziemianki, a za nim jak na rozkaz cała czwórka. Uciekli do pobliskiego lasu. Tam wpadli w ręce pijanych rosyjskich żołnierzy. Nie było to miłe spotkanie z wyzwolicielami. Stracili wszystko co miało jakąkolwiek wartość materialną, ale zachowali to co najcenniejsze…życie. Noc spędzili w sąsiedniej wsi, w opuszczonym budynku. Stefan i Zygmunt „zorganizowali” konia, wóz drabiniasty i ruszyli w drogę. W niemieckim miasteczku Waren w zdewastowanych sklepach znaleźli worek kaszy manny i worek cukru. Ta gotowana na wodzie z rzek i strumyków kaszka była jedynym ich pożywieniem w drodze do Polski. Nagle, bardzo blisko wybuchł pocisk, ziemia zadrżała – Stefan w jednej chwili chwycił Rysia w ramiona i wyskoczył z ziemianki, a za nim jak na rozkaz cała czwórka. Przy kolejnym spotkaniu z radzieckimi żołnierzami stracili dobrego, zdrowego konia, a w zamian otrzymali ślepego. To znacznie skomplikowało dalszą podróż… Po przejechaniu niemal 300 km szczęśliwie dotarli do Stargardu Szczecińskiego, z którego pociągiem chcieli pojechać do Wielunia. Niestety, pociągi były tak przepełnione, że ludzie jeździli na dachach i na buforach wagonów. Jadzia i Antosia z malutkimi dziećmi nie mogły sobie na to pozwolić. Trzeba było czekać. Po dwóch dniach dostali się do pociągu i dojechali do Wielunia. Stefan został z dziewczynami, a Zygmunt poszedł do Szynkielowa, by załatwić konia i wóz. Tak wrócili do rodzinnej wsi. Młodzi zaczęli układać życie od nowa. W 1946 r. w obu rodzinach na świat przyszły dziewczynki - Jadzia urodziła Halinkę , a Antosia Krysię. W zasadzie nie mieli niczego własnego - poza sobą , parą chętnych do pracy rąk i marzeniami o tym, by w domu nigdy nie brakowało chleba. W tym czasie w Szykielowie pojawili się ludzie namawiający młodych , by osiedlali się „na zachodzie” . Obiecywali domy, ziemię i wszelką pomoc…. We wrześniu 1946 r. rodziny Wierudzkich, Mądraszek, Kwak, Olejnik, Maciejewskich, Pachołek i Łuczyckich przyjechały do Łobza.. Tu zgłosili się do Powiatowego Urzędu Repatriacyjnego. Dostali dach nad głową , coś do jedzenia i czekali na wskazanie miejsca nowego zamieszkania. Wybrali dla siebie oddaloną od miasta o 3 km , pięknie położoną wieś Niegrzebia. Tym sposobem część Szynkielowa przeniosła się na Pomorze Zachodnie. Żyli jak jedna rodzina dzieląc się tym co mieli mlekiem , chlebem, zbożem, a co najważniejsze pomagali sobie nawzajem. Po 4-5 latach Jadzia i Stefan postanowili przeprowadzić się do Łodzi… Antosia i Zygmunt pozostali na tym skrawku ziemi obiecanej i żyli najpiękniej jak potrafili. Po swojemu. A w ich domu już nigdy nie brakowało chleba.
foto
Czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy, ja wielki wpływ na nasze życie, czy życie innych osób ma jedno wypowiedziane słowo, gest czy decyzja. Dzisiaj to było słowo Sophienhof, zamieszczone przez Autora Albumu pod opisem zdjęcia Jadwigi. Gdyby nie to jedno słowo, ta niesamowita historia, dająca bardzo pozytywną energię babci Antosi, jej dzieciom, wnukom i wielu innym osobom nigdy by się nie zdarzyła… Antonina Łuczycka Nie byłoby też tej historii, gdyby nie Weronika Pachołek, siostra Stefana. W 1939 r. Weronika i Antosia pracowały w majątku Goślice oddalonego o ok. 10 km od Płocka. W wrześniu 1939 r. , gdy rozpoczęła się wojna przerażone, dwudziestoletnie dziewczyny wraz z koleżankami postanowiły wrócić do rodzinnego Szynkielowa. Szły na piechotę …wśród wystrzałów, huku bomb, złowrogo warczących nad głowami niemieckich samolotów, nie mając pewności co zastaną na miejscu…. W drodze Antosia ciężko zachorowała. Ból, wysoka temperatura, brak sił na dalszą wędrówkę spowodował, że Antosia chciała zostać gdziekolwiek. Miała świadomość, że nie może narażać całej grupy. Weronika nawet nie chciała słuchać próśb Antosi. Razem z koleżanką, nie zważając na zmęczenie i niewygodę na własnych barkach przyciągnęły Antosię do domu – TAK URATOWAŁY JEJ ŻYCIE….. W pamięci babci Antoniny jest jeszcze wiele przeróżnych wspomnień i o ile będą miały związek z osobami z Albumu Rodzinnego, ponownie zawitam w te gościnne progi…. Do miłego...
|
|
Strona:
1
|
|
R E K O M E N D A C J E
|
Wieluń 4:40 i Wieczna Miłość
|
Prezentacja filmowa promująca projekt Wojciecha Siudmaka "Wieczna Miłość". Monument, który z jego inicjatywy powstanie w Wieluniu, będzie przypominał Europie i Światu o zbrodniczym bombardowaniu, jakiego dokonali Niemcy o godzinie 4:40, rozpoczynając 1 września 1939 roku drugą wojnę światową.
Więcej >>
|
Strona Pomagam Ukrainie
|
 |
Na stronie pomagamukrainie.gov.pl mieszkańcy Polski mogą zgłaszać gotowość pomocy uchodźcom z Ukrainy, a uchodźcy mogą zgłaszać, gdzie przebywają i jakiej formy pomocy potrzebują. |
Więcej >>
|
|
|